Rozdział 1
Cammi
Do mojego
cudownego snu zaczęło wdzierać się
uporczywe pikanie budzika nastawionego w komórce. Uniosłem się na łokciach i
zanim wyłączyłem to piekielne urządzenie, przeczesałem palcami swoje zbyt
długie włosy. Gdy dłonią odnalazłem telefon, w kilku ruchach pozbyłem się
natarczywego dźwięku. Chciałem nakryć się po sam czubek nosa kołdrą i wrócić do
spania, ale intuicja podpowiadała mi, że moja matka już krząta się po korytarzu.
Pewnie zaraz zacznie wszystkich budzić, a tego wręcz nienawidziłem. Usiadłem na
łóżku i zacząłem się przeciągać, żeby choć trochę pobudzić swoje ciało do życia. Nie zdążyłem się nawet
dobrze podnieść, gdy drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.
-Ash… - moja rodzicielka złapała się pod boki. – Czemu nie jesteś jeszcze
ubrany?! – zapytała i rzuciła we mnie jedną z koszulek, które były przewieszone
przez oparcie krzesła.
-Mamo… -zacząłem. – Jestem już dużym chłopcem, pamiętasz? – spojrzałem na nią
błagalnie.
-Tak, tak. Dużym chłopcem, którego ojciec wozi do szkoły, nie zapominaj o tym.
Widzę cię, maksymalnie za dwadzieścia minut na dole.- powiedziała i zniknęła w
głębi korytarza.
To była cała moja matka. Wpada, narobi hałasu, by zaraz potem pędzić dalej i
zakłócać komuś innemu spokój. Odrzuciłem niechętnie na bok kołdrę, i położyłem
stopy na zimnych panelach. Rozejrzałem się uważnie po pokoju w poszukiwaniu
czegoś, co mógłbym dzisiaj założyć. Padło na dżinsowe spodnie i bluzkę z Sex
Pistols, idealnie. Wrzuciłem książki i zeszyty, które walały się na lub pod
biurkiem i zbiegłem na dół, ponieważ tamta łazienka była najczęściej wolna.
Rzuciłem plecak koło schodów i popędziłem w kierunku ubikacji. Przemyłem twarz
wodą, ogarnąłem jakoś burze loków, popsikałem się wodą kolońską, która co
prawda należała do ojca, ale na mnie też pachniała całkiem nieźle. Byłem już gotowy do wyjścia. Ponieważ, jak
się okazało na dole jeszcze nikogo nie było, wpadłem do kuchni po coś do
jedzenia. Mama zostawiła nam na stolę pełen talerz tostów i dzbanek soku
pomarańczowego. Gdy kończyłem posiłek większość osób znajdowała się już przy
wyjściu. Przerzuciłem plecak przez ramię i poczłapałem do samochodu.
- Mam po ciebie przyjechać po lekcjach? – zapytał Slash, obserwując moją
reakcję w lusterku.
- Nie musisz… Chciałem wyjść dziś z Amy, ale w sumie… Nie wiem. – odparłem
znudzony.
- Synu, tyle razy cię prosiłem, żebyś jasno się określał. Bo niestety ja i
twoja matka całe nasze życie podporządkowaliśmy wam, więc? – odwrócił się w
moją stronę. Chyba zapomniał o tym, że prowadzi samochód i gdyby w ostatniej
chwili nie spojrzał na jezdnię to potrąciłby jakąś staruszkę.
- Nie przyjeżdżaj – odpowiedziałem i zająłem się wybieraniem kolejnej piosenki
na telefonie.
Oczywiście po raz kolejny, wpadłem spóźniony do sali lekcyjnej, ponieważ moja
szkoła mieściła się dalej od placówki Fame, a zanim moja siostra wygramoliła
się z samochodu i kilka razy poprawiła makijaż to w moim liceum było już dawno
po dzwonku . Nauczyciel spojrzał na mnie znad okularów, a mi jedynie pozostało
rzucić mu przepraszające spojrzenie. Zająłem miejsce w ostatniej ławce pod
oknem i wyciągnąłem wszystkie potrzebne przybory.
*
Gdy rozbrzmiał
dzwonek, wyleciałem chyba jako jeden z pierwszych na korytarz. Chciałem wyjść
się trochę przewietrzyć na plac koło szkoły, który z okazji pięknej pogody
został otwarty, ale usłyszałem swoje imię, które ktoś wykrzykiwał z tłumu.
- Znów się spóźniłeś? – zapytała Amy i wplotła swoje palce w moją dłoń.
-Mhm. – mruknąłem i chciałem ją dyskretnie pokierować w stronę drzwi, ale ona
stała jak wmurowana. – Idziesz ze mną na plac? – zapytałem wprost.
Moja dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała mi prosto w oczy, trzepocząc
rzęsami. Znałem tą jej minę, zawsze jej używała, gdy o czymś zapomniałem.
- Co tym razem? – westchnąłem głęboko opierając się o ścianę.
- Dzisiaj mam przesłuchanie do tego przedstawienia, co miałam w nim śpiewać. –
rzuciła obojętnie i gotowa była pójść w zupełnie przeciwnym kierunku. To też
mogło oznaczać tylko jedno, mianowicie, że jeżeli szybko nie podejmę jakiejś
decyzji to Amy się na mnie obrazi.
- Prowadź – zażądałem i zacząłem przeciskać się razem z nią przez tłum.
Dotarliśmy do sali, w której codziennie uczę się matematyki. Wyjątkowo, dziś
były tu porozstawiane wzmacniacze, instrumenty i mikrofony. W pomieszczeniu
znajdowało się całkiem sporo dziewczyn, gdybym nie był obecnie zakochany to,
jak Boga kocham, miałbym na kim oko zawiesić. Odgoniłem od siebie te myśli i
zająłem krzesełko pod ścianą czekając, aż przyjdzie kolej Amy. Gdy rozbrzmiał
dzwonek automatycznie się podniosłem przewracając krzesło stojące obok,
zakłóciłem występ jakiejś dziewczynie. Am spojrzała na mnie karcąco. Chciałem
niepostrzeżenie wydostać się z pomieszczenia, ale moja dziewczyna zaraz
znalazła się przy mnie.
- Kochanie, nie zostaniesz ze mną? – zapytała, robiąc smutne oczy.
- Mam teraz historię, a dobrze wiesz, że za często to ja na niej nie jestem…
- Kotek… No, proszę cię… - położyła dłonie na moim torsie popychając mnie lekko
w stronę krzesła. Opadłem na nie zrezygnowany, a ona z wielkim bananem na
ustach, cmoknęła mnie w oba policzki i popędziła w stronę kolejki.
Całe przesłuchanie trwało z bite dwie godziny, więc w sumie nie było już sensu,
żebym pojawiał się na reszcie lekcji. Nauczycielka, która się tym zajmowała
powiedziała, że werdykt ogłoszą jutro i osoby biorące udział w castingu są
zwolnione z dzisiejszych zajęć. Amy przez całą czas, gdy kierowaliśmy się w
stronę parku szczebiotała o tym jak świetnie poszedł jej występ, ten temat
robił się dla mnie już nudy, więc po kolejnych kilku słowach po prostu się
wyłączyłem.
Obeszliśmy cały park chyba kilka razy, niestety, większości naszego spotkania
nie pamiętam. Nadszedł czas, gdy musiałem odprowadzić swoją dziewczynę pod dom
i szybko się spod niego ulotnić, ponieważ jej ojciec nie przepadał za mną, tak
też zrobiłem. Gdy byłem w drodze powrotnej do własnego domu, słońce już
zachodziło, wyjąłem machinalnie telefon i sprawdziłem, która godzina. Na moje
nieszczęście miałem osiem nieodebranych połączeń od matki. Gdy wrócę nie obejdzie się bez awantury.
Wyciągnąłem z dna kieszeni czarne słuchawki, rozplątanie ich trochę zajęło, ale
chwilę potem mogłem delektować się już pierwszymi dźwiękami kawałka Kings Of
Leon- Cold Desert. Właśnie poprawiałem plecak, gdy poczułem jak na kogoś
wpadam, dziewczyna pociągnęła za kabel od moich słuchawek i przewróciła się, rozrywając
mój sprzęt.
- Uważaj jak łazisz, idioto ! – podniosła się szybko na równe nogi i poprawiając
rude włosy wpadające do oczu.
- To ty na mnie wpadłaś ! – wykrzyknąłem, równie głośno jak ona. – I na dodatek
rozwaliłaś mi słuchawki ! – oskarżyłem ją i pomachałem przed nosem dyndającym
kabelkiem.
- Mam w dupie twoje idiotyczne słuchawki ! – odpyskowała, wyminęła mnie i
ruszyła dalej przed siebie.
Jeszcze chwilę patrzyłem w jej stronę, zanim zniknęła z mojego pola widzenia.
Westchnąłem ciężko i ruszyłem do domu. Aż dziwne, że moja mama nie próbowała
się ponownie do mnie dodzwonić. Byłem
teraz wściekły na rodziców, że postanowili wybudować dom aż na obrzeżach
miasta. Jeżeli chcieli się odizolować od każdego, to im idealnie wyszło, w
tamte rejony nie jeżdżą nawet taksówki. Robiło się już ciemno, a ja znajdowałem
się dopiero w centrum miasta, świetnie. Wyjąłem niechętnie telefon i
postanowiłem zadzwonić po ojca.
- Co tam chcesz? – jak zwykle Slash był bezpośredni.
- Tato… - zawsze to słowo wywoływało we mnie dziwne uczucia. – Mógłbyś po mnie
przyjechać? – zapytałem, modląc się w myślach, żeby się zgodził.
-Yh… Wypadło mi coś ważnego i nie ma mnie teraz w domu, ale zadzwoń do mamy. –
odpowiedział cicho.
Zdenerwowałem się trochę, ponieważ zawsze, gdy go potrzebowałem to on akurat
nie miał czasu. Ale dobra, nerwy zostawię na później teraz muszę znaleźć się
jakoś w domu. Przesunąłem palcem po ekranie i najechałem na kontakt o nazwie
‘mama’, po paru sekundach słyszałem już sygnał przekazywania połączenia.
- Czemu nie odbierałeś telefonu?! – co za miłe powitanie ze strony własnej
rodzicielki.
- Nie słyszałem… - wyznałem szczerze. – Mogłabyś po mnie przyjechać? –
zapytałem szybko, zanim Perla odzyska głos.
- Miałam ci właśnie to zaproponować. Gdzie jesteś? – trajkotała.
- Koło tego KFC w centrum.- odpowiedziałem i się rozłączyłem.
Do moich uszu dobiegł piskliwy chichot. Banda dziewczyn, na oko w wieku
gimnazjalnym, kierowała się w moją stronę. Wśród nich zauważyłem Fame, która
szła na przedzie ze swoją świtą równie pustych blondynek. Kiedy mnie zauważyła,
tylko zadarła nos do góry, przez moment miałem dziwną myśl, że jakby się
postarała to mogłaby dotknąć nim nieba. Myślałem, że się do mnie odezwie, ale
ona zaczęła udawać, że mnie w ogóle nie zna. Nabrałem cholernej ochoty, żeby z
niej pokpić.
-Uuu… Elitarna loża miłośniczek różu…- prychnąłem.
W odpowiedzi wszystkie zatrzymały się jak na rozkaz i zaczęły lustrować mnie
zimnymo spojrzeniami.
-Hej, Fammie, kto to jest?- dziewczyna stojąca najbliżej mojej siostry zapytała
trzepocząc rzęsami. Jeszcze chwila, a będzie musiała zbierać je z chodnika.
- Nie wiem…- odpowiedziała Fam i próbowała jakoś zachęcić je do oddalenia się
stąd.
-No jak to nie wiesz, siostrzyczko? – zapytałem z rozbawieniem. – Lepiej
nigdzie nie idź, bo za chwilę przyjedzie po nas mama. – oparłem się
nonszalancko o ścianę KFC.
- Ilo osobowe macie auto? – zapytała się mnie dziewczyna, która kompletnie tam
nie pasowała. Była niską brunetką, bez jakiegokolwiek makijażu. Co ona u licha
z nimi robi?!
- Sześcio… - odpowiedziałem zbity z tropu.
-Uhh… Dobra Fam, to my będziemy już szły i tak nie będziesz mogła nas odwieźć.
– zarządziła ta wyróżniająca się dziewczyna.
Moja siostra lekko spochmurniała, ale zaczęła się z nimi wszystkimi żegnać. Jak
na nie przystało musiały się cmokać w policzki i przytulać, jakby miały się
zobaczyć dopiero za dziesięć lat. Gdy zostałem sam z Fame, chciałem ją jeszcze
trochę podenerwować, ale zauważyłem, że na parking wjeżdża czarny Range Rover,
taki sam należał do mojej matki. Pociągnąłem siostrę za sobą i znaleźliśmy się
przy samochodzie.
- O jak świetnie, że jesteście obydwoje.- Perla klasnęła w dłonie.
Poczłapałem niechętnie na tył samochodu, odstępując miejsce na przedzie Fame.
Na pewno razem z matką znów zacznie rozmawiać o kosmetykach i ciuchach, to nie
dla mnie.
*
Moja rodzicielka
jak zwykle miała problem z wjechaniem na podjazd, przewróciła śmietnik, który i
tak już był w złym stanie. Gdy wysiadłem z samochodu, pomogłem Perli
uporządkować ten bałagan, który zrobiła, ponieważ moja siostra oczywiście nie
chciała słyszeć o tym, że ma dotknąć czegoś co znajdowało się przed chwilą w
śmietniku. Gdy skończyliśmy robotę myślałem, że jestem wolny i mogę w końcu
zaszyć się w własnym pokoju i przejść kolejną misję Call of Duty, jednak gdy
rzuciłem buty pod wieszak poczułem żelazny uścisk matki, na moim ramieniu.
- Nie tak szybko, syneczku. – uśmiechnęła się w moim kierunku. – Zapraszam do
kuchni, musimy porozmawiać. – Pchnęła mnie lekko w kierunku pomieszczenia.
- O co znowu chodzi? – zapytałem siadając przy długim stole.
- Dzwonił twój wychowawca, znowu się zerwałeś… Ash, słuchaj musisz chodzić do
szkoły, rozumiesz? W dzisiejszych czasach…- oparła dłonie na biodrach.
- Mamo… Jestem już pełnoletni, a mój wychowawca do ciebie dzwoni? – zapytałem i
złapałem się za głowę na znak tego jak dziwna jest ta sytuacja.
- Najwidoczniej ma taki obowiązek. Ja cię proszę… Nie ! Ja ci nakazuję, masz
chodzić do szkoły, w przeciwnym wypadku w twoim pokoju zostanie tylko farba na
ścianach i łóżko, wiesz dobrze, że nie żartuję. –spojrzała mi w oczy wyczekując
na jakąś reakcję z mojej strony.
Kiwnąłem tylko głową na znak tego, że się z nią zgadzam, naprawdę dyskusja z tą
kobietą do niczego nie prowadziła, z resztą, szkołę muszę skończyć, nie mogę
żerować całe życie na garnuszku rodziców, przyjdzie czas, kiedy będę musiał się
usamodzielnić. Wziąłem jakieś chipsy z szafki i przeskakując co dwa stopnie,
wbiegłem do swojego pokoju. Wyglądał tak samo jak rano, łóżko niezaścielone,
rzeczy porozwalane po całej podłodze, moje królestwo. Podczas, gdy mój komputer
się uruchamiał ja próbowałem ogarnąć jakoś biurko, wyrzuciłem niepotrzebne
papiery i torebki, miałem chociaż miejsce na położenie chipsów. Z czystych
nudów i dla zabawy postanowiłem wejść na chat, który był dostępny dla
dzieciaków z całego miasta. Zalogowałem się jako ‘Ash’ i wyczekiwałem, gdy
lista pozostałych użytkowników się zapełni. Było pełno osób o nazwach szczerze
zboczonych i z jakimiś podtekstami, miałem już wychodzić z tego portalu, gdy
nagle podłączyła się do mnie jakaś ‘Tallie’.
Dziwnie mi się z
nią pisało, ale pomimo to nigdy nie lubiłem, gdy ktoś tak nagle przerywał
wymianę zdań. Jej ojciec musiał być jakiś dziwny, skoro od razu, gdy się
pojawił jego córka wyłączała komputer. Ale okej, nie mam zamiaru zaprzątać
sobie tym głowy. Zabrałem paczkę chipsów i nie czekałem, gdy komputer sam się
wyłączy, tylko brutalnie pozbawiłem go zasilania. Usiadłem obok łóżka i
zacząłem szukać pada od xbox’a, w końcu misja sama się nie przejdzie.
Właśnie zabijałem ostatniego żołnierza na tym poziomie, gdy drzwi otworzyły się
z hukiem i stanął w nich nie kto inny, jak moja matka.
- Synku, pora już spać. – zasłoniła mi ciałem kawałek telewizora, przez co strzelałem na oślep.
-C-co? – przechylałem się na różne strony, żeby tylko ustrzelić wroga.
- Mówię, że na dziś już dość grania. – wyłączyła telewizor z prądu.
- Mamo… - jęknąłem, jak za czasów, gdy byłem małym chłopcem i nie chciałem zjeść zupy. – Jest dopiero dwudziesta trzecia. – spojrzałem szybko na zegarek z dużym wyświetlaczem LED.
- Właśnie, a jutro idziesz do szkoły. Z resztą, bez dyskusji. – stanęła w drzwiach, gotowa do wyjścia. – Może mam cię jeszcze przykryć? – zaśmiała się i skierowała swoje kroki na dół.
Pomimo, że była to moja matka, to w tym momencie najchętniej powiedziałbym jej parę niemiłych słów. Zawsze, gdy dobrze się bawiłem to pojawiała się ta kobieta i informowała mnie o obowiązkach, które na mnie już jutro czekają. I jak wytrzymać w takim domu?!
- Synku, pora już spać. – zasłoniła mi ciałem kawałek telewizora, przez co strzelałem na oślep.
-C-co? – przechylałem się na różne strony, żeby tylko ustrzelić wroga.
- Mówię, że na dziś już dość grania. – wyłączyła telewizor z prądu.
- Mamo… - jęknąłem, jak za czasów, gdy byłem małym chłopcem i nie chciałem zjeść zupy. – Jest dopiero dwudziesta trzecia. – spojrzałem szybko na zegarek z dużym wyświetlaczem LED.
- Właśnie, a jutro idziesz do szkoły. Z resztą, bez dyskusji. – stanęła w drzwiach, gotowa do wyjścia. – Może mam cię jeszcze przykryć? – zaśmiała się i skierowała swoje kroki na dół.
Pomimo, że była to moja matka, to w tym momencie najchętniej powiedziałbym jej parę niemiłych słów. Zawsze, gdy dobrze się bawiłem to pojawiała się ta kobieta i informowała mnie o obowiązkach, które na mnie już jutro czekają. I jak wytrzymać w takim domu?!