3 maja 2013

Rozdział 1

Rozdział 1
Cammi
Do mojego cudownego snu  zaczęło wdzierać się uporczywe pikanie budzika nastawionego w komórce. Uniosłem się na łokciach i zanim wyłączyłem to piekielne urządzenie, przeczesałem palcami swoje zbyt długie włosy. Gdy dłonią odnalazłem telefon, w kilku ruchach pozbyłem się natarczywego dźwięku. Chciałem nakryć się po sam czubek nosa kołdrą i wrócić do spania, ale intuicja podpowiadała mi, że moja matka już krząta się po korytarzu. Pewnie zaraz zacznie wszystkich budzić, a tego wręcz nienawidziłem. Usiadłem na łóżku i zacząłem się przeciągać, żeby choć trochę pobudzić  swoje ciało do życia. Nie zdążyłem się nawet dobrze podnieść, gdy drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. 
-Ash… - moja rodzicielka złapała się pod boki. – Czemu nie jesteś jeszcze ubrany?! – zapytała i rzuciła we mnie jedną z koszulek, które były przewieszone przez oparcie krzesła.
-Mamo… -zacząłem. – Jestem już dużym chłopcem, pamiętasz? – spojrzałem na nią błagalnie.
-Tak, tak. Dużym chłopcem, którego ojciec wozi do szkoły, nie zapominaj o tym. Widzę cię, maksymalnie za dwadzieścia minut na dole.- powiedziała i zniknęła w głębi korytarza.
To była cała moja matka. Wpada, narobi hałasu, by zaraz potem pędzić dalej i zakłócać komuś innemu spokój. Odrzuciłem niechętnie na bok kołdrę, i położyłem stopy na zimnych panelach. Rozejrzałem się uważnie po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co mógłbym dzisiaj założyć. Padło na dżinsowe spodnie i bluzkę z Sex Pistols, idealnie. Wrzuciłem książki i zeszyty, które walały się na lub pod biurkiem i zbiegłem na dół, ponieważ tamta łazienka była najczęściej wolna. Rzuciłem plecak koło schodów i popędziłem w kierunku ubikacji. Przemyłem twarz wodą, ogarnąłem jakoś burze loków, popsikałem się wodą kolońską, która co prawda należała do ojca, ale na mnie też pachniała całkiem nieźle.  Byłem już gotowy do wyjścia. Ponieważ, jak się okazało na dole jeszcze nikogo nie było, wpadłem do kuchni po coś do jedzenia. Mama zostawiła nam na stolę pełen talerz tostów i dzbanek soku pomarańczowego. Gdy kończyłem posiłek większość osób znajdowała się już przy wyjściu. Przerzuciłem plecak przez ramię i poczłapałem do samochodu. 
- Mam po ciebie przyjechać po lekcjach? – zapytał Slash, obserwując moją reakcję w lusterku.
- Nie musisz… Chciałem wyjść dziś z Amy, ale w sumie… Nie wiem. – odparłem znudzony. 
- Synu, tyle razy cię prosiłem, żebyś jasno się określał. Bo niestety ja i twoja matka całe nasze życie podporządkowaliśmy wam, więc? – odwrócił się w moją stronę. Chyba zapomniał o tym, że prowadzi samochód i gdyby w ostatniej chwili nie spojrzał na jezdnię to potrąciłby jakąś staruszkę.
- Nie przyjeżdżaj – odpowiedziałem i zająłem się wybieraniem kolejnej piosenki na telefonie.
Oczywiście po raz kolejny, wpadłem spóźniony do sali lekcyjnej, ponieważ moja szkoła mieściła się dalej od placówki Fame, a zanim moja siostra wygramoliła się z samochodu i kilka razy poprawiła makijaż to w moim liceum było już dawno po dzwonku . Nauczyciel spojrzał na mnie znad okularów, a mi jedynie pozostało rzucić mu przepraszające spojrzenie. Zająłem miejsce w ostatniej ławce pod oknem i wyciągnąłem wszystkie potrzebne przybory.

*
Gdy rozbrzmiał dzwonek, wyleciałem chyba jako jeden z pierwszych na korytarz. Chciałem wyjść się trochę przewietrzyć na plac koło szkoły, który z okazji pięknej pogody został otwarty, ale usłyszałem swoje imię, które ktoś wykrzykiwał z tłumu. 
- Znów się spóźniłeś? – zapytała Amy i wplotła swoje palce w moją dłoń.
-Mhm. – mruknąłem i chciałem ją dyskretnie pokierować w stronę drzwi, ale ona stała jak wmurowana. – Idziesz ze mną na plac? – zapytałem wprost.
Moja dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała mi prosto w oczy, trzepocząc rzęsami. Znałem tą jej minę, zawsze jej używała, gdy o czymś zapomniałem.
- Co tym razem? – westchnąłem głęboko opierając  się o ścianę.
- Dzisiaj mam przesłuchanie do tego przedstawienia, co miałam w nim śpiewać. – rzuciła obojętnie i gotowa była pójść w zupełnie przeciwnym kierunku. To też mogło oznaczać tylko jedno, mianowicie, że jeżeli szybko nie podejmę jakiejś decyzji to Amy się na mnie obrazi.
- Prowadź – zażądałem i zacząłem przeciskać się razem z nią przez tłum.
Dotarliśmy do sali, w której codziennie uczę się matematyki. Wyjątkowo, dziś były tu porozstawiane wzmacniacze, instrumenty i mikrofony. W pomieszczeniu znajdowało się całkiem sporo dziewczyn, gdybym nie był obecnie zakochany to, jak Boga kocham, miałbym na kim oko zawiesić. Odgoniłem od siebie te myśli i zająłem krzesełko pod ścianą czekając, aż przyjdzie kolej Amy. Gdy rozbrzmiał dzwonek automatycznie się podniosłem przewracając krzesło stojące obok, zakłóciłem występ jakiejś dziewczynie.  Am spojrzała na mnie karcąco. Chciałem niepostrzeżenie wydostać się z pomieszczenia, ale moja dziewczyna zaraz znalazła się przy mnie.
- Kochanie, nie zostaniesz ze mną? – zapytała, robiąc smutne oczy.
- Mam teraz historię, a dobrze wiesz, że za często to ja na niej nie jestem… 
- Kotek… No, proszę cię… - położyła dłonie na moim torsie popychając mnie lekko w stronę krzesła. Opadłem na nie zrezygnowany, a ona z wielkim bananem na ustach, cmoknęła mnie w oba policzki i popędziła w stronę kolejki. 
Całe przesłuchanie trwało z bite dwie godziny, więc w sumie nie było już sensu, żebym pojawiał się na reszcie lekcji. Nauczycielka, która się tym zajmowała powiedziała, że werdykt ogłoszą jutro i osoby biorące udział w castingu są zwolnione z dzisiejszych zajęć. Amy przez całą czas, gdy kierowaliśmy się w stronę parku szczebiotała o tym jak świetnie poszedł jej występ, ten temat robił się dla mnie już nudy, więc po kolejnych kilku słowach po prostu się wyłączyłem.  
Obeszliśmy cały park chyba kilka razy, niestety, większości naszego spotkania nie pamiętam. Nadszedł czas, gdy musiałem odprowadzić swoją dziewczynę pod dom i szybko się spod niego ulotnić, ponieważ jej ojciec nie przepadał za mną, tak też zrobiłem. Gdy byłem w drodze powrotnej do własnego domu, słońce już zachodziło, wyjąłem machinalnie telefon i sprawdziłem, która godzina. Na moje nieszczęście miałem osiem nieodebranych połączeń od matki. Gdy  wrócę nie obejdzie się bez awantury. Wyciągnąłem z dna kieszeni czarne słuchawki, rozplątanie ich trochę zajęło, ale chwilę potem mogłem delektować się już pierwszymi dźwiękami kawałka Kings Of Leon- Cold Desert. Właśnie poprawiałem plecak, gdy poczułem jak na kogoś wpadam, dziewczyna pociągnęła za kabel od moich słuchawek i przewróciła się, rozrywając mój sprzęt.
- Uważaj jak łazisz, idioto ! – podniosła się szybko na równe nogi i poprawiając rude włosy wpadające do oczu. 
- To ty na mnie wpadłaś ! – wykrzyknąłem, równie głośno jak ona. – I na dodatek rozwaliłaś mi słuchawki ! – oskarżyłem ją i pomachałem przed nosem dyndającym kabelkiem.
- Mam w dupie twoje idiotyczne słuchawki ! – odpyskowała, wyminęła mnie i ruszyła dalej przed siebie. 
Jeszcze chwilę patrzyłem w jej stronę, zanim zniknęła z mojego pola widzenia. Westchnąłem ciężko i ruszyłem do domu. Aż dziwne, że moja mama nie próbowała się ponownie do mnie dodzwonić.  Byłem teraz wściekły na rodziców, że postanowili wybudować dom aż na obrzeżach miasta. Jeżeli chcieli się odizolować od każdego, to im idealnie wyszło, w tamte rejony nie jeżdżą nawet taksówki. Robiło się już ciemno, a ja znajdowałem się dopiero w centrum miasta, świetnie. Wyjąłem niechętnie telefon i postanowiłem zadzwonić po ojca.
- Co tam chcesz? – jak zwykle Slash był bezpośredni. 
- Tato… - zawsze to słowo wywoływało we mnie dziwne uczucia. – Mógłbyś po mnie przyjechać? – zapytałem, modląc się w myślach, żeby się zgodził.
-Yh… Wypadło mi coś ważnego i nie ma mnie teraz w domu, ale zadzwoń do mamy. – odpowiedział cicho. 
Zdenerwowałem się trochę, ponieważ zawsze, gdy go potrzebowałem to on akurat nie miał czasu. Ale dobra, nerwy zostawię na później teraz muszę znaleźć się jakoś w domu. Przesunąłem palcem po ekranie i najechałem na kontakt o nazwie ‘mama’, po paru sekundach słyszałem już sygnał przekazywania połączenia. 
- Czemu nie odbierałeś telefonu?! – co za miłe powitanie ze strony własnej rodzicielki.
- Nie słyszałem… - wyznałem szczerze. – Mogłabyś po mnie przyjechać? – zapytałem szybko, zanim Perla odzyska głos. 
- Miałam ci właśnie to zaproponować. Gdzie jesteś? – trajkotała. 
- Koło tego KFC w centrum.- odpowiedziałem i się rozłączyłem.
Do moich uszu dobiegł piskliwy chichot. Banda dziewczyn, na oko w wieku gimnazjalnym, kierowała się w moją stronę. Wśród nich zauważyłem Fame, która szła na przedzie ze swoją świtą równie pustych blondynek. Kiedy mnie zauważyła, tylko zadarła nos do góry, przez moment miałem dziwną myśl, że jakby się postarała to mogłaby dotknąć nim nieba. Myślałem, że się do mnie odezwie, ale ona zaczęła udawać, że mnie w ogóle nie zna. Nabrałem cholernej ochoty, żeby z niej pokpić. 
-Uuu… Elitarna loża miłośniczek różu…- prychnąłem. 
W odpowiedzi wszystkie zatrzymały się jak na rozkaz i zaczęły lustrować mnie zimnymo spojrzeniami. 
-Hej, Fammie, kto to jest?- dziewczyna stojąca najbliżej mojej siostry zapytała trzepocząc rzęsami. Jeszcze chwila, a będzie musiała zbierać je z chodnika. 
- Nie wiem…- odpowiedziała Fam i próbowała jakoś zachęcić je do oddalenia się stąd.
-No jak to nie wiesz, siostrzyczko? – zapytałem z rozbawieniem. – Lepiej nigdzie nie idź, bo za chwilę przyjedzie po nas mama. – oparłem się nonszalancko o ścianę KFC. 
- Ilo osobowe macie auto? – zapytała się mnie dziewczyna, która kompletnie tam nie pasowała. Była niską brunetką, bez jakiegokolwiek makijażu. Co ona u licha z nimi robi?!
- Sześcio… - odpowiedziałem zbity z tropu.
-Uhh… Dobra Fam, to my będziemy już szły i tak nie będziesz mogła nas odwieźć. – zarządziła ta wyróżniająca się dziewczyna.
Moja siostra lekko spochmurniała, ale zaczęła się z nimi wszystkimi żegnać. Jak na nie przystało musiały się cmokać w policzki i przytulać, jakby miały się zobaczyć dopiero za dziesięć lat. Gdy zostałem sam z Fame, chciałem ją jeszcze trochę podenerwować, ale zauważyłem, że na parking wjeżdża czarny Range Rover, taki sam należał do mojej matki. Pociągnąłem siostrę za sobą i znaleźliśmy się przy samochodzie.
- O jak świetnie, że jesteście obydwoje.- Perla klasnęła w dłonie. 
Poczłapałem niechętnie na tył samochodu, odstępując miejsce na przedzie Fame. Na pewno razem z matką znów zacznie rozmawiać o kosmetykach i ciuchach, to nie dla mnie.

*
Moja rodzicielka jak zwykle miała problem z wjechaniem na podjazd, przewróciła śmietnik, który i tak już był w złym stanie. Gdy wysiadłem z samochodu, pomogłem Perli uporządkować ten bałagan, który zrobiła, ponieważ moja siostra oczywiście nie chciała słyszeć o tym, że ma dotknąć czegoś co znajdowało się przed chwilą w śmietniku. Gdy skończyliśmy robotę myślałem, że jestem wolny i mogę w końcu zaszyć się w własnym pokoju i przejść kolejną misję Call of Duty, jednak gdy rzuciłem buty pod wieszak poczułem żelazny uścisk matki, na moim ramieniu. 
- Nie tak szybko, syneczku. – uśmiechnęła się w moim kierunku. – Zapraszam do kuchni, musimy porozmawiać. – Pchnęła mnie lekko w kierunku pomieszczenia. 
- O co znowu chodzi? – zapytałem siadając przy długim stole.
- Dzwonił twój wychowawca, znowu się zerwałeś… Ash, słuchaj musisz chodzić do szkoły, rozumiesz? W dzisiejszych czasach…- oparła dłonie na biodrach.
- Mamo… Jestem już pełnoletni, a mój wychowawca do ciebie dzwoni? – zapytałem i złapałem się za głowę na znak tego jak dziwna jest ta sytuacja.
- Najwidoczniej ma taki obowiązek. Ja cię proszę… Nie ! Ja ci nakazuję, masz chodzić do szkoły, w przeciwnym wypadku w twoim pokoju zostanie tylko farba na ścianach i łóżko, wiesz dobrze, że nie żartuję. –spojrzała mi w oczy wyczekując na jakąś reakcję z mojej strony. 
Kiwnąłem tylko głową na znak tego, że się z nią zgadzam, naprawdę dyskusja z tą kobietą do niczego nie prowadziła, z resztą, szkołę muszę skończyć, nie mogę żerować całe życie na garnuszku rodziców, przyjdzie czas, kiedy będę musiał się usamodzielnić. Wziąłem jakieś chipsy z szafki i przeskakując co dwa stopnie, wbiegłem do swojego pokoju. Wyglądał tak samo jak rano, łóżko niezaścielone, rzeczy porozwalane po całej podłodze, moje królestwo. Podczas, gdy mój komputer się uruchamiał ja próbowałem ogarnąć jakoś biurko, wyrzuciłem niepotrzebne papiery i torebki, miałem chociaż miejsce na położenie chipsów. Z czystych nudów i dla zabawy postanowiłem wejść na chat, który był dostępny dla dzieciaków z całego miasta. Zalogowałem się jako ‘Ash’ i wyczekiwałem, gdy lista pozostałych użytkowników się zapełni. Było pełno osób o nazwach szczerze zboczonych i z jakimiś podtekstami, miałem już wychodzić z tego portalu, gdy nagle podłączyła się do mnie jakaś ‘Tallie’.

Dziwnie mi się z nią pisało, ale pomimo to nigdy nie lubiłem, gdy ktoś tak nagle przerywał wymianę zdań. Jej ojciec musiał być jakiś dziwny, skoro od razu, gdy się pojawił jego córka wyłączała komputer. Ale okej, nie mam zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Zabrałem paczkę chipsów i nie czekałem, gdy komputer sam się wyłączy, tylko brutalnie pozbawiłem go zasilania. Usiadłem obok łóżka i zacząłem szukać pada od xbox’a, w końcu misja sama się nie przejdzie.
Właśnie zabijałem ostatniego żołnierza na tym poziomie, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich nie kto inny, jak moja matka.
- Synku, pora już spać. – zasłoniła mi ciałem kawałek telewizora, przez co strzelałem na oślep.
-C-co? – przechylałem się na różne strony, żeby tylko ustrzelić wroga.
- Mówię, że na dziś już dość grania. – wyłączyła telewizor z prądu.
- Mamo… - jęknąłem, jak za czasów, gdy byłem małym chłopcem i nie chciałem zjeść zupy. – Jest dopiero dwudziesta trzecia. – spojrzałem szybko na zegarek z dużym wyświetlaczem LED.
- Właśnie, a jutro idziesz do szkoły. Z resztą, bez dyskusji. – stanęła w drzwiach, gotowa do wyjścia. – Może mam cię jeszcze przykryć? – zaśmiała się i skierowała swoje kroki na dół.
Pomimo, że była to moja matka, to w tym momencie najchętniej powiedziałbym jej parę niemiłych słów. Zawsze, gdy dobrze się bawiłem to pojawiała się ta kobieta i informowała mnie o obowiązkach, które na mnie już jutro czekają. I jak wytrzymać w takim domu?!